Yetiego poznałam na zlocie w Krakowie. Był to mój drugi rajd, także byłam jeszcze nie wtajemniczona, a Yeti okazał się duszą towarzystwa i w ogóle fajnym kumplem. Tak więc, kiedy dowiedziałam się, że w Krośnie Odrzańskim ma odbyć się rajd przez Niego organizowany zlot sama nalegałam aby tata zgłosił uczestnictwo. Dobrze, że się pośpieszyliśmy, gdyż miejsca znikały jak świeże bułeczki.
Zgodnie z ustaleniami o godzinie 14:00 wyjechaliśmy z Nekli, w piękny, słoneczny dzień. Wybraliśmy trasę bardzo krajoznawczą - przez Kórnik, Rogalin, Mosinę, aż w końcu nie wiadomo jak trafiliśmy do Zielonej Góry, a stamtąd już bardzo łatwo przez wąski drewniany mosteczek dotarliśmy do Pensjonatu w Dychowie. Jakież było nasze zdziwienie kiedy zobaczyliśmy wspaniały obiekt, a po wejściu do pokoju stanęliśmy jak wryci. Łazienka, lodówka pełna piwa, telewizor, radio, codzienny zapas wody mineralnej i przemiła obsługa. Cały wieczór oddawaliśmy się przyjemnościom jakimi były kąpiele w basenie i wspólne rozmowy. Po dość krótkiej nocy (kiedy już wszystkie załogi dotarły na miejsce) zjedliśmy pyszne śniadanko w królewskiej sali balowej, a potem zostaliśmy poinstruowani co do przejazdu wg itinerera mającego umilić nam dzisiejszy dzień i pomóc w zwiedzaniu okolicy. Organizator zadał sobie wiele trudu opracowując ponad 60km trasę po pięknej Ziemi Krośnieńskiej. Oprócz konkurencji typowo sportowych na trasie trzeba było wykazać się spostrzegawczością i niemałą orientacją w terenie. Bardzo się zdziwiliśmy, gdy okazało się, że nasza załoga zajęła pierwsze miejsce. Nagrody były równie atrakcyjne jak sposób ich zdobycia i cały pobyt w Dychowie. Kolejne miejsca zajęli nasi koledzy zza południowej granicy, którzy uświetnili zlot przybyciem dwoma fiatami 500 i 600cm3. Po wręczeniu nagród odbyła się dyskoteka, która skończyła się dla niektórych z pierwszymi promieniami słońca. Ostatni, niedzielny dzień obfitował w kolejne wrażenia. Wybraliśmy się na wycieczkę do elektrowni szczytowo-pompowej w Dychowie. Ten olbrzymi obiekt wzbudził podziw nawet w najbardziej wybrednych uczestnikach. Wróciwszy do hotelu wypiliśmy spore ilości płynów chłodzących i przyszedł czas na pakowanie i pożegnania. Zlot zakończył się uwiecznieniem pobytu weteranów szos na tle elektrowni w Dychowie. Powrót zajął nam niewiele czasu, trzema załogami dotarliśmy bezproblemowo do Nekli, gdzie pożegnaliśmy załogę Stefana z Koła. Był to pierwszy zlot na którym spotkałam inne auta niż syrenki, a mianowicie były tam między innymi wspomniane wcześniej fiaty, fiat 1300 z Ostrowa Wielkopolskiego, Citroen oraz dwa Garbusy z Zielonej Góry.
Był to kolejny zlot, ale jakże inny, z zupełnie innymi ludźmi. Okazuje się, że większości załóg nie znałam, a bawiliśmy się jakbyśmy byli dobrymi znajomymi. Dzięki wszystkim, którzy przyczynili się do zorganizowania imprezy, zarówno Organizatorowi jak i Uczestnikom. Było naprawdę świetnie i myślę, że nie był to ostatni raz.
A.B.