Witam do napisania tej historii skłoniła mnie pogoda za oknem i aura, jaka panuje na zewnątrz, iście zimowa wiec myślę, że napisanie kilka słów z wyprawy może komuś przypomni letnie wojaże Syreną.
Mianowicie po przeczytaniu info o zlocie w Krakowie momentalnie zgłosiłem swój udział w zlocie i zaraz do garażu przygotować auto na wyjazd. Zbyt wiele pracy nie było, ale trzeba było przejrzeć to i tam by nie było historii na trasie.
A wiec nastąpił upragniony i długo oczekiwany wyjazd. Przez pierwsze kilometry byłem tak podekscytowany, że nie myślałem ze cokolwiek może się zepsuć i tak było przez cala trasę. Auto spisywało się super nie miałem żadnych kłopotów na trasie liczącej ponad 600 km. Podczas jazdy widziałem miny i reakcje innych kierowców, co bardziej dodawało mi otuchy gdyż jechałem sam. Podczas drogi umówiłem się ze z ekipa z NEKLI ze spotkamy się w Częstochowie na Jasnej Górze i tam się spotkaliśmy. Nie będę ukrywał ale ich zdziwienie było nie małe :).
Po wspólnych rozmowach i wędrówkach po Świątyni udaliśmy się dalej w drogę na zlot. CAŁEJ HISTORII ZLOTU NIE BĘDĘ OPISYWAŁ BO JEST PEŁNO INFORMACJI NA TEN TEMAT. Po zlocie postanowiłem ze pojadę sobie jeszcze pozwiedzać tym bardziej że jechałem na urlop do rodzinki koło Przemyśla. I tak się zaczęło, że po zlocie pogościłem się u KRZYŚKA BUGAJA w Olkuszu za co z góry dziękuję jemu za gościnność. Ale czas było jechać dalej gdyż urlopu za wiele już nie zostało. Wiec postanowiłem że wyruszam i tak o 3 nad ranem ruszyłem w kierunku Zakopanego. Jazda po okolicznych pagórkach dawała się we znaki Syrenie ale znosiła dzielnie trasę. Później zaczęły się już naprawdę duże wzniesienia ale i z tym też nie było kłopotu. Po dotarciu do zakopanego o godz. ok. 6,30 połaziłem i popatrzałem piękne widoki naszych TATR. Wysłanie kartek do rodziny i znajomych sesja zdjęciowa i dalej w trasę gdyż czekała na mnie jeszcze do zwiedzenia Słowacja. Po wyjeździe z Zakopanego udałem się w kierunku granicy a wyznaczyłem sobie Łysą Polanę. Oj aby tam dojechać było trochę mordęgi bo tam już naprawdę duże góry a wiecie zapewne jak syrena je kocha będąc załadowana bagażami i paliwem. Ale nic udało się. Po dotarciu na przejście celnicy nie byli aż tak mocno zdziwieni autem ale odległością. Po przekroczeniu granicy ujrzałem piękne widoki jakie mnie otaczały. Syrena która pochodzi bez mała z rejonu depresji była tak wysoko. Sesja zdjęciowa w okolicznych lasach, górach i dalej w drogę, bo było jeszcze kilkaset km do przejechania. Przejeżdżając przez miasta i wioski słowackie było nie małe zdziwienie, co to za samochód jedzie. Różne miny ludzi i kierowców były dla mnie tym by jechać dalej i nic nie może mi stanąć na drodze. Ale jednak stało się. Po wyjechaniu z CPN, na którym spotkałem sympatycznego pana przy FIAT ( rozmowy i wymiana doświadczeń) stało się 2 raz złapałem kapcia:( Nic będąc samemu tak daleko od domu trzeba liczyć na siebie. Wiec rękawy zakasałem i do roboty(Dobrze ze po zlocie zrobiłem zapas, który miałem tez dziurawy) Po wymianie koła udałem się w dalszą podróż. Tak mijały kilometry aż zbliżałem się ku polskiej granicy i miast leżących nieopodal. W jednym z nich postanowiłem pozwiedzać trochę i połazić po sklepach zrobić jakieś zakupy. Na jednym że sklepowych parkingów spotkałem auto ze swojego miasta, co dało mi do myślenia że jestem już niedaleko domu:) Oczywiście były rozmowy z ludźmi Polakami jak i Słowakami a skąd to ja jestem a co to za auto itp. Powiem, że gościnność Słowaków jest duża, ale czas mnie gonił coraz bardziej a zaczynałem odczuwać zmęczenie. Po zrobieniu zakupów i zwiedzeniu a było, co (ZDJECIA) udałem się w stronę granicy. Gdy już ją przekroczyłem byłem zadowolony że jestem po naszej stronie wioska przy wiosce w razie awarii jest do kogo pójść. Dalszym moim kierunkiem było zwiedzenie zapory solińskiej gdzie tam się kierowałem. Po niej udałem się w kierunku Przemyśla by tam osiągnąć swój cel podróży i móc wreszcie odpocząć. Jazda po serpentynach, kręcenie się po wzgórzach nie należy do łatwych jazd, ale gwarantuje wam, że jazda syreną po takim terenie daje dużo dodatkowego uroku MUSICIE PRZEKONAC SIE SAMI. Po drodze wstąpiłem jeszcze do Krasiczyna gdzie zwiedziłem zamek i park. Po wyjściu z tak uroczego miejsca zmuszony byłem jak najszybciej dojechać do rodzinki by tam wypocząć i tak o godz. 18,30 byłem na miejscu, umęczony strasznie. I tak po minionym urlopie musiałem wraca do domu gdzie czekała mnie droga długości 630 km. Postanowiłem w dniu wyjazdu, że odwiedzę syreniarza z Lublina Pawła Dankiewicza gdyż miałem po drodze. Po malej gościnie rozmowach zjedzeniu prowiantu i pożegnaniu się ruszyłem dalej w stronę domu. Cały dzień jazdy po zwariowanych polskich drogach minął nawet spokojnie. Po dotarciu do domu byłem zadowolony że wreszcie skończyłem tak dużą podróż samemu w nieznane.
Podczas wyjazdu nie obyło się bez żadnych problemów. Myślę, że nie były to poważne sprawy, ale będąc samemu jest dość trudno zmagać się z autem jak coś nawali. Na trasie liczącej ponad 2066 km spotkało mnie tylko: 2 razy przebita dętka(KAPEC), pęknięta osłona przegubu, ( czyli piach w smarze, czyli wymiana na nową gumę i smar- przegubu nie wymieniłem gdyż nie mogłem spasować sworzni z otworami) blokująca skrzynia biegów kilka krotnie w okolicy Warszawy oraz rozciągnięta linka sprzęgłowa, która utrudniała jazdę ze zgrzytem.
To chyba tyle mojej opowieści, ale dla utrwalenia sezonu dobre i to.
Szczerze mówiąc chcę was namówić na takie wyjazdy gdyż przynoszą dużo pozytywnych wrażeń. A jazda Syrena dla syreniarza to przyjemność. Nie bójcie się wyjechać autem będzie wdzięczne a i jaka frajda oraz przeżycia, jakich nikt inny wam nie zapewni.
Na koniec chce jeszcze raz podziękować wszystkim, którzy użyczyli swojej gościnności a także pomocy. Myślę że na kolejny zlot uda mi się przybyć i coś się powtórzy z wyjazdem, ale to narazie odlegle plany.
Pozdrawiam Arek Elblag